7:00 – dzwoni budzik. W Bangkoku boli jakoś mniej niż we Wrocławiu. 7:30 – ruszamy na dworzec Hua Lamphong. Wciąż lubię poranne spacery. O 7:30 chodniki są w miarę puste, a przeciskać musimy się tak naprawdę tylko przez stojące na chodniku maszyny wypiekające coś. Chyba nie zmieściły się w piekarni. Wielkie butle gazowe też się nie zmieściły. BHP ponad wszystko. 8:00 – docieramy na Hua Lamphong, który zupełnie nie wygląda azjatycko, ale nie jest to aż tak dziwne, jak już się doczyta, że projektowali go Włosi. Wchodzimy do środka i… trafiamy na COŚ. Przed nami rządek umundurowanych postaci stojących na baczność. Podróżni też stoją na baczność. Z głośników leci chyba…
Rower w ruinie – Ayutthaya
read more