Zaczęło się od trzęsienia ziemi, a później napięcie rosło. To trzęsienie ziemi nie było dosłowne, ale etap “Południowy Wietnam” zaczął się dość spektakularnie.
Południowa część wyjazdu do Wietnamu zaczęła się tak naprawdę jeszcze na lotnisku w Hanoi, gdzie poznaliśmy przesympatyczną parę z Gdańska. Tacy ludzie, z którymi odnajdujesz wspólny język i poczucie humoru w pierwsze 3 minuty. A potem dowiadujesz się, że męska połowa pary przepłynęła rowerem wodnym typu łabędź z Krakowa do Gdańska i już wiesz, że to będą niezapomniane dwa dni. Kilka godzin później lądujecie w Ho Chi Minh City i czekając na swoje plecaki przy taśmie bagażowej, odkrywacie że w tym prawie 9 milionowym mieście będziecie mieszkać w tym samym hostelu. Przypadek? Nie sądzę.
Jest godzina 23. Wysiadamy z autobusu Lotnisko-Centrum gdzieś w centrum. Według mapy do naszego hotelu idzie się w prawo, w lewo i jeszcze raz w lewo. Są knajpy, jest życie nocne, jest fajnie! Godzinę, hektolitry potu, kilkanaście ciemnych uliczek i zbyt wiele ponurych zaułków później docieramy do hotelu. Po bardzo radosnym przywitaniu z właścicielem (udało się! przeżyliśmy!), podpisaniu oświadczenia, że nie będziemy trzymać broni w hotelu i po zaopatrzeniu się u właściciela w Bia Saigon (żadna siła by nas nie zmusiła do pokonania tych zaułków raz jeszcze i szukania sklepu), siedzimy na tarasie, patrzymy się w ciemną nicość i doskonale się bawimy do 3 nad ranem. Niezły sajgon (musiałam).
Rano zaułki nie wyglądają już tak źle, drogi nie są aż tak kręte, a nasz hotel nie jest aż tak schowany. Ruszamy stawić czoła temu, ponoć nudnemu, miastu. Nie mamy planu, nikt nic nie przeczytał, mamy ksero mapki od pana z hotelu. I tak trafiamy na Pałac Zjednoczenia – dawny pałac prezydencki, w którym urzędował prezydent Wietnamu Południowego. Nie nastawiamy się na nic, a okazuje się, że świetnie trafiliśmy. Wszystko jest ciekawe – od bryły budynku, przez jego wyposażenie (meble z lat 60.), bar na dachu, bunkier w podziemiach, prezydencką łazienkę w której absolutnie wszystko jest w kolorze jajecznicowożółtym aż do dwóch czołgów, które stoją w pałacowym ogrodzie, a które w 1975 roku pokonały bramy i tym samym podbiły Południe i zakończyły wojnę wietnamską. Przy okazji, w 1976, komunistyczna władza z Północy zmieniła nazwę miasta z Saigon na Ho Chi Minh City. Taki prztyczek prosto w nos demokratycznego Południa.
Wychodząc z Pałacu Zjednoczenia porzucamy klimaty komunistyczne i trafiamy prosto we francuski kolonializm. Katedra Notre Dame, do budowy której surowce ściągano z Francji, może i robi wrażenie, ale znacznie większe robi budynek Poczty Głównej tuż obok. Obiecajcie, że wejdziecie do środka.
Ratusz i aleja Nguyen Hue mają podobny klima. To wszystko jest jakieś takie francuskie. I zadbane. I naprawdę piękne! Wisienką na torcie tej mieszanki jest Bitexo Financial Tower – drugi najwyższy budynek w Wietnamie, 258m. Powiedzieć, że Sajgon jest ciekawy, to jak nie powiedzieć nic.
Tylko ten Distric 1 w którym mieszkamy, jakoś nie może nas do siebie przekonać. Po zmroku staje się głośny, imprezowy, a jednocześnie niezbyt przyjemny poza jego głównymi ulicami. Zwłaszcza, że żadna z 3 map które mamy nie ma dobrze odwzorowanych zaułków, ścieżek i uliczek.
Z Ho Chi Minh City wyjeżdżamy po jednym dniu, a na sam koniec wracamy na jedną noc i fantastyczne jedzenie w Bun Cha 145. Jak już nie musimy wchodzić w podejrzane uliczki District 1, jest jakoś lepiej. W tym momencie powinnam zapowiedzieć wpis o tunelach Cu Chi i Delcie Mekongu, ale nie zapowiem. Z pełną świadomością odpuściliśmy sobie obie te wycieczki i pojechaliśmy nad morze. Czy żałujemy? Sądząc po opiniach znajomych – nie. Czy namawiamy do tego samego? Każdy niech poczyta i zdecyduje za siebie. Czy jeden dzień w Ho Chi Minh City to wystarczająco? Moim zdaniem tak.
Informacje praktyczne:
Z lotniska do District 1 i z powrotem jechaliśmy autobusem 109.
Noclegi: Saigon Inn – super hotel, gdyby nie te ponure zaułki. Największy wybór śniadań na świecie. Przemili Wietnamczycy i ich przedsiębiorcza matka. Jak w każdym hotelu w Wietnamie, bez problemu można zarezerwować bilety na autobus albo kupić wycieczkę.
Boss 3 Hotel – położony przy samej ulicy, z niezbyt szczelnymi oknami, przez co nie da się w nocy spać. Hotel w porządku, ale bez szału
Jedzenie – ogromny wybór miejsc, ale nie każde jest godne uwagi. Polecam rekomendacje Trip Advisor i Bun Cha 145.
Zakupy – zdecydowanie NIE na targu Ben Thanh, to miejsce dla ludzi o mocnych nerwach i wrodzonej umiejętności targowania się. To samo można kupić w dobrych cenach w sklepikach w District 1, bez konieczności targowania się.
12 komentarzy
Ewelina
Świetna historia z tą nowo poznają parą! Uwielbiam takie momenty, kiedy czujemy, że przeznaczenie miesza nam w życiu (pozytywnie).
Karolina | Worldwide Panda
ja też! sama nie mogłam uwierzyć w taki przypadek 🙂
Anna
Wiele się nasłuchałam od znajomych o Wietnamie, o różnych jego częściach, ale podoba mi się u Ciebie bardzo praktyczne podejście. A spotkanie takich ludzi na lotnisku i jeszcze mieszkanie w tym samym hotelu – to nie jest zwykły zbieg okoliczności 😉
Karolina | Worldwide Panda
dziękuję bardzo 🙂 też stwierdziliśmy, że to było przeznaczenie 😉
Zastrzyk inspiracji
Ciekawe ile zdołałabym wytrzymać na tym targu, to dopiero musi być doświadczenie 🙂
Karolina | Worldwide Panda
ja nie wytrzymałam zbyt długo. Po raz pierwszy aż tak mnie zirytowano na targu. Łapanie za rękę, krzyczenie, to za dużo jak na mnie 😉
Lewiatan
Jestem właśnie w trakcie zbierania informacji przed wyjazdem do Wietnamu, więc dzięki za tipy odnośnie HCMC 😀
Karolina | Worldwide Panda
jeśli potrzebujesz jakichś wskazówek, to chętnie pomogę 🙂
Asia
Wietnam mnie ostatnio prześladuje 😉 chyba czas zaplanować tam podróż! 🙂
Karolina | Worldwide Panda
Zdecydowanie! Polecam 🙂
Monika | Poróżowisko.pl
Twoja historia przypomniała mi, że przeżyliśmy w Hanoi praktycznie to samo! W autobusie z lotniska poznaliśmy parę Polaków – przylecieliśmy różnymi samolotami, ale siedliśmy nieświadomie obok siebie w tym samym środku transportu. Gdy zorientowaliśmy się, że to rodacy, zaczęliśmy rozmawiać, nawiązała się nić porozumienia. Sądziłam jednak, że długo znajomość nie potrwa, bo każdy wysiądzie na swoim przystanku i tyle z tego. Jak bardzo się zdziwiłam, gdy nie dość, że wysiedliśmy razem, to jeszcze okazało się, że nocujemy w tym samym hostelu 😀
Karolina | Worldwide Panda
Ale mały ten Wietnam 😀 żeby było zabawniej, nasi znajomi z HCMC mieli zarezerwowane tylko 2 noclegi w tej podróży: pierwszy w HCMC i ostatni w Hanoi. W tym samym hotelu, w którym my byliśmy 😀