Europa,  Włochy

Werona – więcej niż Romeo i Julia

Werona. Miasto Romea i Julii. Ok, mamy to z głowy? Mogę iść dalej? Werona, miasto skrzywdzone przez Romea i Julię, bo chyba nikt go nie traktuje poważnie. A tam jest tak pięknie!

Biedna Werona padła ofiarą okołoszekspirowskiego marketingu. Swoją drogą, całkiem niezłego marketingu. Dom Julii z suknią Julii i łóżkiem Julii oraz, mój faworyt, grób Julii. Wszystko fajnie, tylko że Julia nie istniała. A tłumy ludzi dzień w dzień szaleją pod jej balkonem i wysyłają listy. Ponoć odpisuje. Ok, przyznaję, byłam pod balkonem Julii. I w domu Julii. Na moje usprawiedliwienie – kupiliśmy Verona Card (18 euro za 24h, darmowy wstęp do zabytków i darmowe autobusy, ale nie wiem komu mogłyby się przydać) i tylko dlatego tam weszliśmy. 6 euro bym za to nigdy nie zapłaciła. Wrażenia? Tak, nic tam nie ma. Są ładne sufity. Więcej gaśnic niż eksponatów.

Ok, dramatyczną część mamy z głowy. Możemy zacząć od początku.

Do Werony przyjeżdżamy wcześnie rano. Wystraszeni wizją tłumów turystów, zwłaszcza w rzymskim amfiteatrze, planujemy być tam na otwarcie. O 8:30. I jesteśmy, tłumów nie ma, kupujemy wspomnianą wcześniej Verona Card i wchodzimy. Dodatkowy plus wczesnego wstawania? Darmowy parking przy Porta Palio, polecam.

Wracając do amfiteatru, czyli Arena Verona. Ponoć starszy od rzymskiego Koloseum, na pewno imponujący i nieźle zachowany. Kiedyś jego korytarzami przejeżdżały rydwany gladiatorów, teraz jest sceną operową. I to jest fajne!

Po Weronie spacerujemy spokojnie, bez pośpiechu, zauroczeni miastem. Czy tam nie jest pięknie?

Odhaczamy nieszczęsny dom Julii, podziwiamy przepiękny Piazza Delle Erbe i idziemy do kościoła Santa Anastasia. Jest kościół, więc musi być też plac i kawiarnia. Są? Są. Kawa, rogalik z dżemem morelowym i można zwiedzać. Tak jak nie przepadam za churchingiem, bo większość kościołów wygląda tak samo, tak ten zrobił na mnie niesamowite wrażenie. Najlepszy dowód? Odsłuchałam wszystkie 22 punkty z audioprzewodnika. A grobowiec na zewnątrz jest dość intrygujący.

Po drodze na Ponte Pietra wstępujemy na chwilę do katedry, a po przejściu przez most (Ponte Pietra) wspinamy się po schodach do Castel San Pietro z krótkim przystankiem na piknik i widoczki. Rzucamy okiem na rzymski teatr u stóp wzgórza i wracamy na drugą stronę rzeki. Jemy przepyszny makaron w przypadkowo odkrytej knajpce w wąskiej uliczce z tyłu Palazzo della Ragione. I właśnie tam był kolejny punkt naszego zwiedzania – Torre dei Lamberti – wieża wysoka na 84m, cena regularna 8 euro. Dość sporo jak na widoczek, więc Verona Card się przydaje. A widoczki niczego sobie.

Niby zwykła wieża, a ile przeżyć. Nawet jak ma się Verona Card, trzeba stanąć w kolejce po bilet. W przypadku Torre dei Lamberti bilety kupuje się w tej samej kasie co pocztówki, długopisy i magnesy. Jedna pani obsługuje kasę, druga pani drukuje bilet i odsyła do trzeciej pani, która wydaje żeton. Bezrobocie ukryte? Skąd. Pani numer trzy enigmatycznie tłumaczy, że winda w prawo, schody prosto i że żeton. A co z tym żetonem? No jest. Logiczne byłoby wrzucić go do urządzenia przy bramce, ale bramka otwiera się bez żetonu. To może dalej? Wybraliśmy opcję schody, więc żeton na schody raczej byłby bez sensu. Weszliśmy, zeszliśmy i znaleźliśmy zastosowanie dla żetonu. Jednak bramka.

Jeszcze trochę spaceru po uliczkach, kolejna kawa, lody i będziemy wracać, żeby spędzić wieczór nad jeziorem Garda. A nie, jeszcze jeden kościół – San Zeno – zwany przez nas pieszczotliwie Zenkiem. Od kiedy ja tak kościoły zwiedzam? Trzy ciekawostki:

  1. Kościół ma trzy poziomy
  2. Można się poczuć jak w Gnieźnie z powodu drzwi z brązu ze scenami biblijnymi
  3. W średniowieczu też robili graffiti – wyskrobywali na freskach daty ważnych wydarzeń

Czy da się zwiedzić Weronę w jeden dzień? Da się na spokojnie w 8 godzin, pod warunkiem że nie chce się chodzić po muzeach. Jedno jest pewne, trzeba tam wrócić!

15 komentarzy

  • Kasia Zaplanowana.pl

    W tym roku byłam na wycieczce we Włoszech i jeden z autokarów zmierzał właśnie do Werony. Po powrocie ludzie byli zachwyceni klimatem tego miejsca! Teraz jestem już w 100% pewna, że się nie mylili. Tam jest zwyczajnie pięknie! z wielką chęcią pojadę do Werony 🙂

    • Karolina | Worldwide Panda

      Myślę, że warto 🙂 mnie już w pewnym momencie irytowały te piękne uliczki, ileż można 😉

  • Marta - Podróże od kuchni

    W niektórych miejscach nie chodzi o rzeczywistość, ale doznania innego rodzaju. To kreowane przez specjalistów zabytki, które dają turystom przepustkę do magii i zmuszają wyobraźnię do działania. Dobry przykład to Zamek Bran w Rumunii z wampirem, którego nigdy tam nie było 😉

    • Karolina | Worldwide Panda

      Masz rację 🙂 w sumie to ciekawe, że mając tyyyyle zabytków, ludzie tworzą „nowe” dopisując im takie historie. Muszę poczytać o zamku Bran!

  • Maria

    Oglądałam kiedyś film o takich „Juliach” odpisujących na listy, związana z tym była jakaś romantyczna historia. Jakże żałuję, że przejechałam tylko przez Weronę, jadąc do Wenecji pociągiem, cudo, szkoda tylko, że zawsze pełno turystów. Świetne zdjęcia, z prawdziwą przyjemnością pospacerowałam wirtualnie:)

  • Globfoterka

    Ja Włochy mogę brać w ciemno. Utarło się, że Werona to miasto miłości i pewnie 95% wszystkich turystów odwiedza ją, żeby stanąć pod balkonikiem i złapać wymacaną już do granic możliwości Julię..

    • Karolina | Worldwide Panda

      Zapomniałam o tej wymacanej Julii! Faktycznie tam jest. Zdecydowanie pod domem Julii były największe tłumy, a w punktach widokowych nie było prawie nikogo 😉

  • Ilona

    Kocham Włochy, a tam mnie jeszcze nie było… Chyba będzie trzeba to nadrobić przy najbliższej okazji.
    Tymczasem pozdrawiam z gorącego równika 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *